I znowu się dostanie Egiptowi…

Pisząc o haftarze do parszy Bo, mogłabym powielić mój poprzedni wpis, zmieniając jedynie imię proroka… dziś to nie Jechezkel, ale Jirmejahu przemawia, ale treść wyjątkowo podobna. Ponownie oberwie się Egiptowi… zarówno za grzechy przeszłości, jak i współczesne (oczywiście współczesne dla Jirmejahu). Pamiętajmy jednak, iż mimo, że treść czy temat często się powtarzał między wieloma prorokami, każdy z nich miał wyjątkowy sposób wypowiadania tejże treści. Każdy miał specyficzny styl, upodobanie do innych narzędzi bądź skupiał się na innym aspekcie ogólnego tematu. Jirmejahu i Jechezkel żyli w tym samym okresie, a więc problemy polityczne były te same – Babilończycy stali u granic, a Judejczycy musieli zdecydować czy poddać się okupacji (jak zalecał Jirmejahu), czy też zbuntować się i uderzyć z koalicjantami. Jednym z tych teoretycznych sprzymierzeńców było królestwo Egiptu, i ufano, że jest ono w stanie sprzeciwić się potężnemu Babilonowi. Niestety tak się nie stało, a buntowniczy sojusz z Egiptem okazał się tragiczny w skutkach. Wedgług proroka Egipt zapłaci za to – Babilon, jako narzędzie Boga, zmiecie go i zdruzgocze.

Jirmejahu używa ciekawych metafor by przybliżyć ten przekaz. Nazywa on Egipt pięknym cielcem, do którego przyjdzie babiloński rzeźnik z toporem. Nikt się nie uratuje, topory babilońskie zetną „las Egiptu”, i nikt ich nie powstrzyma, gdyż są tak liczebni jak szarańcza. Jestem pewna, że użycie własnie tych porównań – do cielca (uwielbianego i idealizowanego przez Judejczyków), a także szarańczy nie jest tu przypadkowe, obrazy te mają wywołać reakcję emocjonalną i przypomnienie cierpienia w niewoli egipskiej. Egipt po raz drugi zostanie ukarany szarańczą za grzechy wobec Żydów.

Fragment ten kończy się zapewnieniem dla sługi Jaakowa, aby się nie bał, bo Bóg wesprze i uratuje go w odpowiednim czasie. Bóg nie wybacza jednak wszystkiego – w wersecie 46:28 mamy istotną wiadomość: „Ukarzę cię w sprawiedliwości, ale nie zniszczę cię kompletnie”. W Tanach nie ma za bardzo idei Boga, który wybacza wszystko i zawsze. Odpowiedzialność za własne błędy i grzechy musi nadejść. Oczywiście najpierw musi nastąpić tszuwa, czyli szczera wola powrotu na właściwą drogę, w czym często pomóc może kara zrzucona przez Boga. Bez tszuwy nie ma nawet co liczyć na Boską litość. Gdy Żydzi nie mieli zamiaru dokonać tszuwy (pomimo starań proroków), Bóg wysyłał wrogów lub wygnanie, aby cierpienie pomogło w procesie oczyszczania i powrotu do porządku.

אַתָּה אַל-תִּירָא עַבְדִּי יַעֲקֹב, נְאֻם-ה’ -כִּי אִתְּךָ, אָנִי

„Nie obawiaj się, Mój sługo Jaakowie – słowo JHWH – gdyż Ja jestem z tobą” (46:28).

Jestem wyjątkowa. Co z tym zrobię?

Przyglądając się sobie z punktu widzenia społeczeństwa, jestem przeciętnym człowiekiem. Kierując się ku sobie intymnie, natychmiast uważam się za kogoś wyjątkowego, niezmiernie wartościowego, którego nie da sie wymienić na cokolwiek innego.

Nikt nie przeżyje mojego życia za mnie, nikt nie przemyśli moich myśli za mnie ani nie wyśni moich snów.

W oczach świata jestem kimś przeciętnym. Lecz dla mojego serca nie jestem przeciętnym człowiekiem. Dla mojego serca jestem osobą wilkiej chwili. Wyzwanie, przed którym stoję, to jak zrealizować tę cichą wybitność mojego istnienia.

– Rabbi Abraham Joshua Heschel

Znalezione dawno temu, niestety nie zapisałam autora. Może ktoś zna, abym mogła właściwie podpisać?

Narodziny kalendarza żydowskiego

I ponownie bardzo „napakowana” parsza… że też Tora nie może tego rozłożyć trochę. Potem będziemy przez wiele rozdziałów czytać o szczegółach budowania Miszkanu… a tu wręcz potop idei, tematów i wydarzeń. W parszy Bo mamy nie tylko koniec plag (włączając w to ostatnią, śmierć pierworodnych), ale także szczegółowe instrukcje dotyczące korban pesach i macy w przyszłe święto Pesach, pierworodnych, a także ustanowienie kalendarza żydowskiego. I zacznę od kalendarza, bo uważam to za wyjątkowo ważną sprawę, wyróżniającą Żydów spośród ich sąsiadów.

Jakże więc liczony jest kalendarz żydowski i co ma z tym wspólnego nasza parsza? Podstawą całego kalendarza są zaledwie trzy małe wersety. Pierwszy znajdujemy w rozdziale 12: „Ten miesiąc będzie dla was początkiem miesięcy, będzie on pierwszym dla was pośród miesięcy roku” (12:2). Wyjaśnić tu należy, że Hebrajskie słowo chodesz ma różne znaczenia. Pochodzi od słowa „nowy” i oznacza zarówno nów księżyca, jak i miesiąc (rozpoczynający się od tegoż nowiu). Dlatego też powyższy pasuk można również przetłumaczyć jako „Ten nów będzie dla was początkiem miesięcy”, czyli, że liczymy miesiące od nowiu. Ustala to kalendarz żydowski jako lunarny, czyli księżycowy. Nie jest to wcale niczym nietypowym, większość (jeśli nie wszystkie, nie wiem dokładnie) kalendarzy starożytnych i bliskowschodnich kierowała się właśnie cyklami księżycowymi. Do dziś kalendarz taki obowiązuje np w Islamie. Gdyby pasuk ten był jedynym w Torze odnoszącym się do liczenia czasu, kalendarz żydowski byłby zwyczajnie księżycowym. Co oznaczałoby, iż np Jom Kipur mógłby wypaść jesienią ale także latem lub zimą, zależnie od roku, tak jak ma to miejsce w Islamie, gdzie np miesiąc Ramadan „wędruje” poprzez pory roku. Dlaczego więc Jom Kipur jest zawsze jesienią? Otóż Tora daje nam jeszcze jeden nakaz w rozdziale 13. W opisie świętowania i upamiętnienia Wyjścia z Egiptu, Tora mówi, iż mamy świętować bachodesz haze – „ w tym miesiącu” (13:5), czyli tym samym, w którym opuszczają Egipt. A jaki to miesiąc dokładnie? Odpowiedź znajduje się w poprzednim wersecie: „Dziś wyruszacie, w miesiącu wiosennym (bechodesz awiw)” (13:4). Jasno więc widać, żę świętowanie Wyjścia z Egiptu musi się odbyć na wiosnę. Kalendarz księżycowy jest niestety problematyczny pod tym względem. Rok słoneczny ma dokładnie 365,25 dni. Rok księżycowy jest o 11 dni krótszy i to dlatego miesiące „wędrują” przez pory roku – o 11 dni za każdym razem. Gdybyśmy się trzymali jedynie kalendarza księżycowego, to Pesach wypadłoby raz poprawnie wczesną wiosną, lecz już za trzy lata o cały miesiąc później! Po 9 latach to już cała pora roku, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić. I dlatego kalendarz żydowski jest kombinacją – jest on zarówno lunarnym jak i solarnym. Aby wyrównać różnice pomiędzy rokiem słonecznym i księżycowym mamy cały dodatkowy miesiąc przestępny (Adar II). Cały cykl powtarza się co 19 lat, w ciągu których co 2-3 lata występuje dodatkowy miesiąc. Z tego powodu, mimo że święta żydowskie „wędrują” nieco po kalendarzu, zawsze jest to jak kołyska – trochę do przodu, trochę do tyłu, by w sumie zawsze pozostać mniej więcej w tym samym okresie.

Powyższe wyjaśnienie jest bardzo uproszczone, całe księgi napisano o szczegółach wyliczania świąt, określania nowiu itp, zachęcam do dalszych studiów jeśli temat zaintrygował. Mnie szczególnie fascynuje, jak taki mały detal, który bardzo łatwo możnaby przeoczyć, stał się fundamentem całego życia religijnego i prywatnego, liturgii i organizacji społecznej.

Egiptowi dostanie się za wszystko.

Jechezkel (autor haftary do parszy Waera) jest w pewnym sensie parszanem (komentatorem) do tekstu Tory. Z jego słów widzimy jak rozumie on wybór Nilu jako celu pierwszej plagi. Praktycznie cały rozdział 29. jest poświęcony Egiptowi, a głównie opisowi w jaki sposób zostanie on ukarany przez Boga. Faraon jest tu przedstawiony jako wielki wąż (bądź potwór wodny, może krokodyl?), co również jest ciekawym nawiązaniem do epizodu z naszej parszy, gdzie laska zmienia się w węża i później połyka węże magików egipskich. Jechezkel mówi, że faraon stwierdził iż „Rzeka jest moją i ja ją uczyniłem”, co jest oczywistym orzeczeniem własnej boskości, w oczywistym sprzeciwie wobec Jedynego Boga – Stworzyciela. Bóg uderzając w Nil pierwszą plagą krwi jasno wykazał, kto tak na prawdę rządzi i jak mało władzy faraon ma nad naturą. By ukarać pychę faraona Bóg całkowicie zniszczy Egipt – ludzi, zwierzęta, ziemię. Kara egipska przypomina żydowskie cierpienia – kraj zostanie opuszczony przez 40 lat, a ludność rozrzucona pośród innych narodów. Po upływie tych czterdziestu lat Bóg sprowadzi mieszkańców z powrotem do ziemi faraonów, by stworzyć upadłe, małe i słabe państewko. Jedno stwierdzenie Jechezkela daje nam jednak znak o jakich czasach prorokuje – mówi on bowiem, że Egipt nie będzie jest wsparciem dla Domu Jisraela, nie pomoże już więcej. O co tu chodzi? Egipt wsparciem i pomocą? To jednoznacznie sugeruje, że Jechezkel mówi o swoich czasach i współczesnych mu układach politycznych. Pamiętajmy, że prorocy żyli w konkretnej sytuacji politycznej i byli bardzo często wyjątkowo aktywni w wyrażaniu politycznych opinii, rad czy też przestróg. Jechezkel to prorok wygnania, końca Judy, ataku Babilończyków, a także szukania sojuszu i wsparcia w Egipcie. Podobnie, jak Jirmejahu, który przestrzegał przed sojuszem z Egiptem przeciw Babilończykom, tak i Jechezkel mówi przeciwko temu krajowi, który okazał się marnym sojusznikiem i nie uratował on Królestwa przed potęgą Newuchadnecara.

Nie umiałam się powstrzymać, musiałam dodać tę wspaniałą, antropomorficzną, ilustrację Bożego gniewu :)

Jechezkel łączy tradycję i pamiętne obrazy z czasów narodzin narodu z jemu współczesnymi. Przeszłość łączy się z teraźniejszością, wszystko jest w historycznej spirali zataczającej kręgi, niekoniecznie w prostej linii.

Aby podkreślić swój gniew wobec Egiptu, Jechezkel określa Babilończyków jako narzędzie Boskiego gniewu, którzy zostają spuszczeni na Egipt by niszczyć i grabić, w odwecie za to, co „Mi [Bogu] zrobili”. Nie jest to żadna nowość – wszyscy prorocy uważali atak obcych narodów za Boską karę za grzechy, a obraz Boga jako puppetmaster, dowodzącego z góry armiami i narodami jak pionkami, jest dość częsty.

Aby jednak nie przeważyły negatywne obrazy, haftara ta zaczyna się i kończy pozytywnymi dla Jisraela przekazami. Zaczyna się (pod koniec rozdziału 28.) od obietnicy kibuc galujot, czyli zebrania wygnańców żydowskich. Poprzez nich Imię Boga będzie uświęcone, a oni będą żyć w ziemi danej Jaakowowi, gdzie będą mieszkać bezpiecznie, będą sadzić winnice (symbol długoterminowego osadnictwa) w czasie, gdy Bóg będzie wymierzał karę na tych, którzy skrzywdzili Jisrael. Haftara kończy się krótkim zapewnieniem, że „w tym dniu” Bóg sprawi, że potęga Domu Jisraela rozkwitnie, a prorok będzie miał zapewnione miejsce pośród nich.

Tora i cierpiący Żydzi w Egipcie

I znowu bardzo wiele się dzieje w dzisiejszej parszy. Mamy wielkie objawienie Boga i Jego Imion, słynne cztery wyrażenia wyzwolenia, które zapoczątkowały symbolikę czwórek w czasie Sederu, mamy bunty i wątpliwości Moszego co do pomyślności swojej misji, a także mamy kilka pierwszych plag.

Ale mnie szczególnie zaciekawiło jedno zdanie. Po tym, jak Mosze rozmawiał z Izraelitami, Tora mówi nam, że oni „nie posłuchali Moszego z powodu zadyszki i ciężkiej pracy” (6:9). Zachwyca mnie zrozumienie Tory dla natury ludzkiej. Nie ma tu potępienia, nie ma krytyki, jest tylko wyjaśnienie sytuacji.

Wiele krytyki jest wyrażanej pod adresem ludzi w ciężkiej sytuacji życiowej. A to czemu się nie przeprowadzą, czemu nie znajdą (lepszej) pracy, czemu nie pójda na kursy dokształcające, czemu nie zbuntują się przeciw nieuczyciwym praktykom w miejscu pracy, czemu ryzykują zatrudniając się na czarno itd. A jeśli niczego tego typu nie robią, to są sami sobie winni. Łatwo jest krytykować z perspektywy wygodnego fotela, mając pełny portfel i w miarę bezpieczny byt. Wtedy łatwo też marzyć o wielkich rzeczach, planować rozwój, zmieniać pracę na jeszcze lepszą bądź snuć dywagacje na temat „co by było gdyby”. „Gdybym ja był bezrobotny to bym się przeniósł do dużego miasta, bo tam łatwiej o pracę”. „Nie dałbym się tak traktować, powiedziałbym szefowi co o nim myślę, nie ważne ryzyko”. „Tylko idiota i miernota tkwi w beznadziejnej sytuacji, ja bym na pewno coś zrobił” itd.

Jedno ze słynnych zdjęć dokumentujących Wielki Kryzys w USA w latach 30tych

Tora jednak wykazuje się dużo większą dozą empatii. Ciężka, niewolnicza praca zmienia sposób w jaki człowiek postrzega własne życie, możliwości i szanse na przyszłość. Trudna sytuacja może pognębić i odebrać wszelką nadzieję na zmianę i polepszenie bytu. Najważniejsze jest przetrwanie kolejnego dnia, myślenie długoplanowe rzadko wchodzi w rachubę. To dlatego ludzie obwiniali Moszego za pogorszenie się ich sytuacji, gdy faraon zwiększył wymagane kwoty dzienne. Zamiast obarczać odpowiedzialnością prawdziwe źródło cierpień – faraona, obarczyli nią tego, który porwał się z motyką na słońce i w ich mniemaniu zdenerwował tylko faraona. Znane zło jest lepsze niż perspektywa pełnej wolności w odległej przyszłości. Najważniejsze, by się nie pogorszyło, trudno myśleć o całkowitym zlikwidowaniu bólu, cierpienia i codziennej ciężkiej pracy niewolniczej, szczególnie gdy nawet nie przychodziło do głowy, że istnieje taka opcja. A z czasem, oczekuje się tylko przetrwania do wieczora. Podobnie było w przypadku aktywistów próbujących zmienić jakąś niesprawiedliwą sytuację społeczną – czy to zakończyć niewolnictwo Afroamerykanów, czy to polepszyć sytuację robotników w sweatshopach. Często pierwszą reakcją było karanie niewinnych, nawet nie aktywistów (Mosze też mógł zwyczajnie odejść, dla niego wystarczającą karą byłą zobaczyć, jak „przez niego” cierpią jego bracia), lecz właśnie tych, w imieniu których występowali. Winą byli obarczani aktywiści, nie prawdziwi prześladowcy.

Przydałoby się nam więcej tego typu podejścia – pełnego zrozumienia, empatii i ciepła – w naszym codziennym życiu. Szczególnie, gdy politycy próbują zwalać całą winę za trudności na osoby, które tkwią po uszy w koszmarze. Talmud uczy nas, że „więzień nie jest w stanie sam wyswobodzić się ze swojego więzienia”. Skrajna bieda, depresja lub tkwienie w toksycznym środowisku może być właśnie takim więzieniem.

Polecam

Przed chwilą znajoma umieściła to na FB i uznałam, że to bardzo przejmujący materiał, daje dużo do myślenia. Żydzi, judaizm i tożsamość żydowska nie są monolitem, każdy i każda z nas znajduje swój własny Judaizm, swoje rozumienie, swoje przynależenie do tradycji. I różni nas tak wiele, a jednocześnie łączy nas, że każdego porusza ta jedna myśl, wspomnienie, obiekt, dźwięk…

Współczesne formy niewolnictwa – 27 milionów ludzi czeka na naszą pomoc

Nawiązując do kluczowego tematu księgi Szemot, niewolnictwa i wyzwolenia, gorąco polecam wspaniały wykład z TED (prawdziwa krynica wiedzy, mądrości i inspiracji). Autorem jest Kevin Bales, współtwórca organizacji Free the Slaves walczącej ze współczesnym niewolnictwem.

Prorocy naszych czasów

Tradycyjnie uważa się, że proroctwo skończyło się wraz ze zburzeniem Drugiej Świątyni, za ostatniego proroka uznając Malachiego. Jednak według mnie wszystko zależy od definicji. Jeżeli definicją będzie społeczna funkcja proroka, jego (lub jej) podejście, sposób życia i nauczania oraz przedmiot zainteresowania, możemy zauważyć, że wciąż żyją między nami prorocy i prorokinie. Jak więc można inaczej zdefiniować proroka? To osoba, która ma niesamowitą wrażliwość na cierpienie innych, szczególnie gdy nie jest to cierpienie indywidualne i przypadkowe, lecz gdy wynika z przynależności do pewnej grupy, gdy jest to cierpienie wpisane w system społeczny. Tak, jak na przykład biedota, gerim (przybysze, dziś powiedzielibyśmy imigranci), najsłabsi w społeczeństwie (sieroty i wdowy były symbolem tych, którzy mają najgorzej i mają najmniej wsparcia i opieki). To osoby, które są głosem tych, którym tego głosu się nie udziela. To osoby, które nie boją się narażać własnego życia, zdrowia i godności osobistej by nauczać o sprawiedliwości społecznej, pomimo iż głównymi adresatami takich apelów są możni i potężni tego świata. To nieuleczalni idealiści, którzy nie akceptują niesprawiedliwości i ucisku jako naturalnego porządku rzeczy, którzy wierzą, że istnieje lepszy świat, który sami możemy zbudować. To osoby, które nie są świętymi, ideałami, które trudzą się z wybraną drogą życiową, którzy czasem się poddają by ponownie wrócić do powołania. To osoby, które często czerpią energię i inspirację w Dobru, Bogu, ideach humanistycznych. To osoby, które jeśli czerpią inspirację z woli Boga, rozumieją ją jako sprawiedliwość, dobro, poszanowanie życia ludzkiego, szacunek i godność dla najsłabszych i wszelkich potrzebujących. To wreszcie osoby, które czasem same cierpią upokorzenia, wyzwiska, fizyczne napaści a czasem muszą zapłacić za swą działalność własnym życiem.

Gdy w ten sposób zdefiniujemy osobę proroka, to widzimy, że w każdym pokoleniu są ludzie, którzy bezinteresownie walczą o prawa maluczkich, zapomnianych, marginalizowanych, upokarzanych. Tych, którzy czasem sami przestali wierzyć, że mają prawo do godności i opieki prawa.

Jednym z takich ludzi, inspirujących mnie swoją postawą i walką o prawa Afroamerykanów i biedoty jest dr Martin Luther King jr., którego rocznica urodzin wypada jutro, 15 stycznia ukończyłby 83 lata. Dr King nie był świętym… ale był wspaniałym przywódcą, charyzmatycznym idealistą. Jego mowy wywołują dreszcze, jego zdolności oratorskie nie ustępowały innym prorokom. Szczególnie fascynująca jest w jego mowach symbolika biblijna. W krótkim fragmencie z jego ostatniej mowy (którą można zobaczyć poniżej), wygłoszonej na dzień przed śmiercią, używa wspaniałej metafory, mówiąc, że nic go nie zatrzyma, gdyż „stał na szczycie góry”. Niczym Mosze, który ze szczytu góry Nebo zobaczył Ziemię Obiecaną, King mówi: „Możliwe, że nie wejdę tam z wami, ale wiem, że my razem, jako nacja, wejdziemy do Ziemi Obiecanej”. King podkreślał, że choć długie życie to wspaniała rzecz, bardziej mu zależy na wypełnianiu woli Boga i na tym, by dotrzeć do Ziemi Obiecanej. Nawet według najbardziej prymitywnej definicji proroka – jako osoby przewidującej przyszłość, King był prorokiem – został zamordowany następnego dnia. Ziemia Obiecana była dla niego symbolem życia w równości, w godności i bez rasizmu. Gdzie każdy będzie oceniany według osobistych zasłóg i dokonań a nie koloru skóry. King zaraził swym entuzjazmem i idealizmem niezliczone rzesze ludzi… Wiele dokonano dzięki niemu w przeciągu tych 40 lat, wiele jest wciąż do zrobienia.